Rozdział V
- Konnichiwa, Kokugan-kun...
- Zignoruj go, Hanabi - powiedziałem szturchając ją lekko w ramię. W odpowiedzi spojrzała na mnie niepewnie.
- Kokugan zabił sześciu członków klanu Hyuuga - powiedziała, a następnie odepchnęła mnie. - Czy jestem twoją...
- Nie jestem Kokugan! - warknąłem. - Prawdziwego Kokugana zabiłem, po czym zająłem jego miejsce. To była misja sprawdzająca moje umiejętności szpiegowskie. Spisałem się, więc miałem ich wyeliminować. Najwyraźniej na tego skurwiela nie ma sposobu. Poza tym, oficjalnie jest martwy. Nie mam powodu, żeby uganiać się za truposzami - zironizowałem.
- Naruto-kun, trochę spokojniej - zaśmiał się zamaskowany. - Też nie przyszedłem tutaj walczyć. Chciałem się dowiedzieć tylko jednej rzeczy.
- Po dwóch latach? - zaśmiałem.
- Tak, rehabilitowałem się. Dlaczego podczas wybijania nas w pień... używałeś tylko taijutsu? - zapytał.
- Bo miałem taki kaprys - odpowiedziałem całkowicie poważnie, chociaż kłamałem mu w żywe oczy.
- Rozumiem... A czy to nie jest tak, że twój układ chakry jest... przeciążony? - zapytał, jak wyczułem, z radością. Warknąłem. - Hahahah, czyli jednak!
Spojrzałem na niego ostro, po czym skierowałem się w jego stronę. Gdy stanąłem bezpośrednio przy rzece, wszedłem na nią, a pod moimi stopami wytworzyła się dziwna, czarna materia nie pozwalająca mi się zanurzyć w wodzie. Przeszedłem odległość trzech metrów, dalej będąc w pewnej odległości od człowieka, którego uważałem za zabitego, po czym skrzyżowałem ręce na piersi.
- Po coś tu przylazł? - zapytałem niezbyt przyjemnym tonem.
- Poinformować cię - odpowiedział już na spokojnie.
- Poinformować? - moja brew automatycznie powędrowała do góry, a ja rzuciłem w jego stronę pytające spojrzenie.
- Killer B jest w ciężkim stanie. To nie ja go tak urządziłem. Znalazłem go kilkadziesiąt kilometrów od Konohy. Coś go zaatakowało. Coś bardzo potężnego. Aktualnie znajduje się w mojej... naszej dawnej bazie głównej. Jeśli chcesz się przekonać, musisz iść ze mną. Są jeszcze dwie rzeczy, które chcę ci pokazać... - ostatnie zdanie wypowiedział dość niepewnie.
- O jakie rzeczy chodzi? - zapytałem gestem ręki prosząc Hanabi o podejście ignorując fakt ciężkiego stanu Bee. Mogłem go przecież bez problemu uleczyć, nie?
- Powiem ci na razie o jednym. Drugą rzecz muszę pokazać ci osobiście. Wątpię, czy uwierzysz. Wracając do pierwszego faktu. Wiesz, kto czuwa teraz nad B?
- Nie powiem, dziwi mnie twoje pytanie. Twoje klony?
- Nie. Ożywiony Itachi Uchiha.
- Co?!
- Też się zdziwiłem. Sam powiedział, że nagle otworzył oczy i stał tuż przed drzwiami do jednego z pokoi. Tych oszczędzonych. Od tamtego momentu pilnuje Killera i podtrzymuje go przy życiu. Prosił mnie, żebym cię znalazł i przyprowadził. Mówi, że dasz radę go uratować. Osobiście w to wątpię. Tak poturbowanego jeszcze nikogo nie widziałem. No... Może poza Kirą... - na dźwięk tego imienia drgnąłem.
To była moja partnerka, gdy siedziałem w tym bagnie. Razem wykonywaliśmy misje, składaliśmy raporty, kłóciliśmy się, biliśmy się, krytykowaliśmy, jedliśmy, spaliśmy. Co prawda na oddzielnych łóżkach, ale w jednym pokoju. Ale wszystko się skończyło. Tydzień przed terminem śmierci organizacji Ryokugan zginęła na samotnej misji rangi C. Jakiś skurwiel ją dopadł, zgwałcił i rozpruł. Do tej pory nie potrafiłem wytropić tego człowieka, ale zrobię to. Wtedy dopiero poczuje cząstkę mocy, którą podarował mi Kurama.
- Poczekaj ty na mnie z Hanabi... - powiedziałem, a sens moich słów dotarł do mnie po chwili. - To nie tak, że ci ufam, ale zdążę dziesięć razy się tu pojawić, zanim ty wykonasz ruch - mówiąc to moje ciało zmieniło się w mikroskopijne kuleczki czarnej materii.
Pojawiłem się u Tsu w tej samej chwili. Kobieta zdziwiona moim nagłym pojawieniem się odsunęła się o kilka centymetrów na krześle, a jakaś dziewczyna pisnęła tuż za mną.
- Tsunade, wraz z Hanabi chcę opuścić tereny wioski na... kilka dni. Jeśli po tygodniu nie wrócę... - po raz kolejny zadziwiły mnie moje słowa. Przecież jestem osobą, która przejęła wszystko, co posiadał Kurama! Nie jestem już nawet człowiekiem! - Nieważne, nie będzie minie z tydzień... Tak, tydzień styknie. Na razie!
Powróciłem nad rzekę. Hanabi dalej stała w tym samym miejscu, wyglądając na trochę zdezorientowaną, a były lider Ryokugan teraz siedział na wytworzonej przez mnie materii, którą teraz z prowokacją usunąłem samym spojrzeniem. To jednak nie przeszkodziło mu w utrzymaniu się na tafli wody dzięki pomocy jego pokładów chakry. Warknąłem na tyle cicho, by nie usłyszał, ale zaraz po raz kolejny tego dnia przekląłem samego siebie. Co się ze mną dzieje?
Spojrzałem na obecną dwójkę, która zmieniła się w czarne, mikroskopijne kuleczki, które w tej samej chwili wiatr zabrał ze sobą, a po chwili i moje kulki do nich dołączyły.
Pojawiłem się w niezbyt zadbanej, praktycznie całkowicie zniszczonej części bazy. Całość była wykonana z kamienia. W końcu była to dawna kryjówka Orochimaru, do której skierowałem się z Sakurą i Yamato po moim powrocie z dwuletniego treningu z Jirayą jeszcze przed Czwartą Wojną Shinobi. Wszędzie dookoła leżały kości, całe lub w kawałkach. Niektóre były nawet przykryte gruzem, a ten pokryty był często jakąś roślinnością. Światłem w tunelu była jedynie jedna ostała pochodnia i snopy promieni słońca, które przedostawały się tu przez raz mniejsze, raz większe dziury w ścianach i suficie.
Szybko wyczułem dość duże zgromadzenie chakry w pokoju tuż obok mnie. Bez zbędnych rozmyślań wszedłem do pomieszczenia. Było uprzątnięte, a na jego środku znajdowało się łóżko szpitalne i różnego rodzaje urządzenie podpięte do ciemnoskórego posiadacza demona. Nie ociągając się skinąłem Itachiemu, który trzymał go za lewą pierś przesyłając mu swoją chakrę, byleby utrzymać go przy życiu. Przyjrzałem się mu. Lewy bok był wręcz rozszarpany. Dosłownie. Krew uciekała z miejsca, w którym kiedyś znajdowała się lewa ręka i noga. To wyglądało, jakby Kitsune użarł go boczną stroną swojej szczęki. Żwawym krokiem podszedłem do całej czwórki i odtrąciłem rękę bruneta od razu gładząc na jego miejscu swoją.
- B, może trochę zaboleć... - szepnąłem mu do ucha. Nie odpowiedział. Był nieprzytomny. Zapewne od wielu dni.
Skumulowałem dość dużo powietrza w buzi, a następnie wypuściłem je.
Ręka, która dotykała prawej piersi Killera pokryła się rudą sierścią. Od palców, aż do barku. Moje paznokcie natomiast stały się pazurami, długimi i ostrymi, które wbiły się w skórę mojego przyjaciela. Wił się, mimo braku lewych kończyn, ale to już niedługo. Jego skóra zrastała się, kości odtwarzały, łączyły, a mięśnie odrastały. Trwało to godzinę. Później dwie, trzy, cztery. Mimo, że blondyn posiadał demona zapieczętowanego w sobie i był przyzwyczajony do demonicznej chakry, nie mogłem w niego wlać dużo swojej... Znaczy się chakry Kuramy. Zaburzyłoby to jego system tengetsu, gdyby w jego ciele znajdowały się trzy, a nawet cztery wliczając moją ludzką, na stałe. Skończyłem po sześciu godzinach, ale było warto. Ciało nosiciela Hachibiego zostało w pełni zregenerowane, więc oderwałem od niego swoje pazury przerywając połączenie między nami. Rana po nich automatycznie zasklepiła się, ale to była już zasłucha ośmiornicy. Poruszyłem szybko rękom, dzięki czemu futro i pazury zniknęły. Spojrzałem na naszą czwórkę. Nagle dotarło do mnie. Hanabi patrzyła na mnie z lękiem. Czy ja...
- Po coś tu przylazł? - zapytałem niezbyt przyjemnym tonem.
- Poinformować cię - odpowiedział już na spokojnie.
- Poinformować? - moja brew automatycznie powędrowała do góry, a ja rzuciłem w jego stronę pytające spojrzenie.
- Killer B jest w ciężkim stanie. To nie ja go tak urządziłem. Znalazłem go kilkadziesiąt kilometrów od Konohy. Coś go zaatakowało. Coś bardzo potężnego. Aktualnie znajduje się w mojej... naszej dawnej bazie głównej. Jeśli chcesz się przekonać, musisz iść ze mną. Są jeszcze dwie rzeczy, które chcę ci pokazać... - ostatnie zdanie wypowiedział dość niepewnie.
- O jakie rzeczy chodzi? - zapytałem gestem ręki prosząc Hanabi o podejście ignorując fakt ciężkiego stanu Bee. Mogłem go przecież bez problemu uleczyć, nie?
- Powiem ci na razie o jednym. Drugą rzecz muszę pokazać ci osobiście. Wątpię, czy uwierzysz. Wracając do pierwszego faktu. Wiesz, kto czuwa teraz nad B?
- Nie powiem, dziwi mnie twoje pytanie. Twoje klony?
- Nie. Ożywiony Itachi Uchiha.
- Co?!
- Też się zdziwiłem. Sam powiedział, że nagle otworzył oczy i stał tuż przed drzwiami do jednego z pokoi. Tych oszczędzonych. Od tamtego momentu pilnuje Killera i podtrzymuje go przy życiu. Prosił mnie, żebym cię znalazł i przyprowadził. Mówi, że dasz radę go uratować. Osobiście w to wątpię. Tak poturbowanego jeszcze nikogo nie widziałem. No... Może poza Kirą... - na dźwięk tego imienia drgnąłem.
To była moja partnerka, gdy siedziałem w tym bagnie. Razem wykonywaliśmy misje, składaliśmy raporty, kłóciliśmy się, biliśmy się, krytykowaliśmy, jedliśmy, spaliśmy. Co prawda na oddzielnych łóżkach, ale w jednym pokoju. Ale wszystko się skończyło. Tydzień przed terminem śmierci organizacji Ryokugan zginęła na samotnej misji rangi C. Jakiś skurwiel ją dopadł, zgwałcił i rozpruł. Do tej pory nie potrafiłem wytropić tego człowieka, ale zrobię to. Wtedy dopiero poczuje cząstkę mocy, którą podarował mi Kurama.
- Poczekaj ty na mnie z Hanabi... - powiedziałem, a sens moich słów dotarł do mnie po chwili. - To nie tak, że ci ufam, ale zdążę dziesięć razy się tu pojawić, zanim ty wykonasz ruch - mówiąc to moje ciało zmieniło się w mikroskopijne kuleczki czarnej materii.
Pojawiłem się u Tsu w tej samej chwili. Kobieta zdziwiona moim nagłym pojawieniem się odsunęła się o kilka centymetrów na krześle, a jakaś dziewczyna pisnęła tuż za mną.
- Tsunade, wraz z Hanabi chcę opuścić tereny wioski na... kilka dni. Jeśli po tygodniu nie wrócę... - po raz kolejny zadziwiły mnie moje słowa. Przecież jestem osobą, która przejęła wszystko, co posiadał Kurama! Nie jestem już nawet człowiekiem! - Nieważne, nie będzie minie z tydzień... Tak, tydzień styknie. Na razie!
Powróciłem nad rzekę. Hanabi dalej stała w tym samym miejscu, wyglądając na trochę zdezorientowaną, a były lider Ryokugan teraz siedział na wytworzonej przez mnie materii, którą teraz z prowokacją usunąłem samym spojrzeniem. To jednak nie przeszkodziło mu w utrzymaniu się na tafli wody dzięki pomocy jego pokładów chakry. Warknąłem na tyle cicho, by nie usłyszał, ale zaraz po raz kolejny tego dnia przekląłem samego siebie. Co się ze mną dzieje?
Spojrzałem na obecną dwójkę, która zmieniła się w czarne, mikroskopijne kuleczki, które w tej samej chwili wiatr zabrał ze sobą, a po chwili i moje kulki do nich dołączyły.
Pojawiłem się w niezbyt zadbanej, praktycznie całkowicie zniszczonej części bazy. Całość była wykonana z kamienia. W końcu była to dawna kryjówka Orochimaru, do której skierowałem się z Sakurą i Yamato po moim powrocie z dwuletniego treningu z Jirayą jeszcze przed Czwartą Wojną Shinobi. Wszędzie dookoła leżały kości, całe lub w kawałkach. Niektóre były nawet przykryte gruzem, a ten pokryty był często jakąś roślinnością. Światłem w tunelu była jedynie jedna ostała pochodnia i snopy promieni słońca, które przedostawały się tu przez raz mniejsze, raz większe dziury w ścianach i suficie.
Szybko wyczułem dość duże zgromadzenie chakry w pokoju tuż obok mnie. Bez zbędnych rozmyślań wszedłem do pomieszczenia. Było uprzątnięte, a na jego środku znajdowało się łóżko szpitalne i różnego rodzaje urządzenie podpięte do ciemnoskórego posiadacza demona. Nie ociągając się skinąłem Itachiemu, który trzymał go za lewą pierś przesyłając mu swoją chakrę, byleby utrzymać go przy życiu. Przyjrzałem się mu. Lewy bok był wręcz rozszarpany. Dosłownie. Krew uciekała z miejsca, w którym kiedyś znajdowała się lewa ręka i noga. To wyglądało, jakby Kitsune użarł go boczną stroną swojej szczęki. Żwawym krokiem podszedłem do całej czwórki i odtrąciłem rękę bruneta od razu gładząc na jego miejscu swoją.
- B, może trochę zaboleć... - szepnąłem mu do ucha. Nie odpowiedział. Był nieprzytomny. Zapewne od wielu dni.
Skumulowałem dość dużo powietrza w buzi, a następnie wypuściłem je.
Ręka, która dotykała prawej piersi Killera pokryła się rudą sierścią. Od palców, aż do barku. Moje paznokcie natomiast stały się pazurami, długimi i ostrymi, które wbiły się w skórę mojego przyjaciela. Wił się, mimo braku lewych kończyn, ale to już niedługo. Jego skóra zrastała się, kości odtwarzały, łączyły, a mięśnie odrastały. Trwało to godzinę. Później dwie, trzy, cztery. Mimo, że blondyn posiadał demona zapieczętowanego w sobie i był przyzwyczajony do demonicznej chakry, nie mogłem w niego wlać dużo swojej... Znaczy się chakry Kuramy. Zaburzyłoby to jego system tengetsu, gdyby w jego ciele znajdowały się trzy, a nawet cztery wliczając moją ludzką, na stałe. Skończyłem po sześciu godzinach, ale było warto. Ciało nosiciela Hachibiego zostało w pełni zregenerowane, więc oderwałem od niego swoje pazury przerywając połączenie między nami. Rana po nich automatycznie zasklepiła się, ale to była już zasłucha ośmiornicy. Poruszyłem szybko rękom, dzięki czemu futro i pazury zniknęły. Spojrzałem na naszą czwórkę. Nagle dotarło do mnie. Hanabi patrzyła na mnie z lękiem. Czy ja...
C.D.N.
________________________________________________________________________________
Jezd(tak, jezd) dużo pytań. W każdym razie było, dopóki mój komputer nie jebnął i sam się zresetował niszcząc przy okazji moje zaplecze dla autora, które było pełne pytań do dzisiejszego rozdziału.
Never mind(czy jakoś tak), ummm... *wysila szare komórki*
*żarówka nad głową autora zapala się*
*nabiera powietrza i...*
Zapomniałem.
*widownia robi mega facepalm*
Mam scyzoryk. Bawiłem się nim i walnąłem w oko. Ała, bolało. Ale ja nie o tym.
WYDAŁO SIĘ! NARUTO TO SZMA...
*fanki Naru posyłają w stronę Saigai'a mordercze spojrzenia*
TO BIJUU ! Tak, w cale nie chciałem powiedzieć słowa zaczynającego się na s, kończącego na a. Tak, chodziło mi o szmasło, chociaż takie coś(chyba, i don't know) nie istnieje. Dobra, bo mi powoli odbija.
SPROSTOWANIE:
Naruto w chwili śmierci Kuramy dostał... Wszystko, oprócz imienia i poglądów Kuramy. Dostał ciało, wspomnienia, chakre, naturę chakry, tytuł(demon o dziewięciu ogonach) itd. Dodajmy jeszcze do tego fakt, że Naruto ma wrodzony Fuuton, Kurama oddał mu Katon, Yin i Yang(chociaż te dodałem rudemu osobiście). A i z Yin Yang korzysta bez wykorzystania chakry ^_^
KONIEC SPROSTOWANIA!
To teraz odpowiedź na komentarz.
Adrenaline
Ssij mój kochany braciszku ^_^
Nie, nie jest to zniewaga, ani obelga skierowane do komentujące... Co ja gadam, oczywiście, że jest! Ale tylko dlatego, że go znam i możemy zwać się... rodziną ._. Tylko dla niego przeznaczone są takie odpowiedzi... No może i dla Alna Ż, mojej Nee-chan!
*bije pokłony w stronę starszej siostry*
Dobra. Branoc ludzie! :*
(całus wyłącznie dla płci żeńskiej)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz